ZGROMADZENIE SŁUŻEBNIC NAJŚWIĘTSZEGO SERCA JEZUSOWEGO
DOM GENERALNY
ul. Garncarska 24
31-115 Kraków
generalat@sercanki.org.pl 
12 422 57 66

PROWINCJA NMP KRÓLOWEJ POLSKI, CZĘSTOCHOWA
ul. Spadzista 15
42-200 Częstochowa
prowincjaczestochowa@sercanki.org.pl 
34 363 36 27

PROWINCJA ŚW. JÓZEFA, RZESZÓW
ul. ks. J. Sondeja 7
35-011 Rzeszów
prowincjasj@sercanki.org.pl 
17 852 07 40

 

 

Pytanie o miejsce komponentu franciszkańskiego w duchowości Służebnic Najśw. Serca Jezusowego
Jak nietrudno spostrzec zaproponowany temat kryje w sobie pewną prowokację. Nie jest to jednak prowokacja obliczona na zaszokowanie słuchaczy. Przeciwnie, jest ona jedynie głośno wyrażonym pytaniem, z którym autorka spotkała się kilkakrotnie w swoim życiu, gdy ku nieskrywanemu zaskoczeniu rozmówców wspomniała, iż nasze zgromadzenie należy do wielkiej rodziny franciszkańskiej.

Zaskoczenie to zresztą nie dziwi, gdy weźmie się pod uwagę, iż podstawą dominantą duchowości Służebnic NSJ jest kult Najśw. Serca Jezusowego, co sprawia, iż osoby mające pewną orientację w dziedzinie historii Kościoła i tradycyjnych szkół duchowości, instynktownie łączą nas bądź z Towarzystwem Jezusowym, którego zasługi w szerzeniu nabożeństwa do Bożego Serca są nie do przecenienia, bądź z Księżmi Najśw. Serca Jezusowego (księżmi sercanami).

 
Zanim jednak przejdziemy do próby wyjaśnienia tej kwestii, spróbujmy jeszcze bardziej zaostrzyć problem, stawiając następujące pytanie: jak się ma sama postać św. Franciszka z Asyżu do kultu Najśw. Serca Jezusowego? Czy nie jest absurdem doszukiwanie się jakichkolwiek związków duchowości franciszkańskiej i sercańskiej oprócz tych najbardziej oczywistych – wynikających ze wspólnej podstawy, jaką jest dla każdej szkoły czy typu duchowości szeroko pojęta duchowość chrześcijańska? Na ile te dwa komponenty: franciszkański i sercański mogą ze sobą współgrać, wzajemnie się wzmacniać i inspirować, a na ile są czymś odrębnym, połączonym przypadkowo – w wyniku takich a nie innych okoliczności historycznych?

Faktycznie, trudno zaprzeczyć, że to nie duchowi synowie św. Franciszka byli największymi promotorami kultu Serca Jezusowego, jednak ośmielę się wyrazić przekonanie, że gdy głębiej wejdziemy w istotę powyższego kultu oraz lepiej poznamy osobę Biedaczyny z Asyżu z łat­wością odkryjemy głęboki związek pomiędzy omawianymi nurtami duchowości.

Nie trzeba, myślę, nikogo w tym gronie przekonywać, iż nie tyle fizyczne Serce Zbawiciela, co sama jego Osoba jest przedmiotem kultu w nabożeństwie do Serca Pana Jezusa, czego potwierdzenie znajdujemy praktycznie we wszystkich wypowiedziach Magisterium. Ponie­waż są nam one z pewnością (przynajmniej w zarysie) znane, nie będę tu się do nich odwoływać, a jedynie zacytuję krótką, ale się­gającą istoty sprawy wypowiedź kard. Karola Wojtyły:

Serce Syna Bożego przemawia pełnią łaski, która w nim się zawiera, a równocześnie pro­mieniuje pełnią doskonałego człowieczeństwa, które pobudza do ufności i naśladowania. Nabożeństwo do Serca Pana Jezusa pozwala nam nawiązać szczególną łączność z Osobą Boskiego Mistrza w tym, co w niej jest tak wspaniale ludzkie.

Tajemnica Bożego Serca ukazuje doniosłą prawdę o każdym człowieku. Prawdę o tym, że nie to, co na, zewnątrz, lecz to, co wewnątrz (w sercu), najbardziej stanowi o naszym człowie­czeństwie. Jeżeli Jezus Chrystus zaprasza nas do spojrzenia w Jego Najśw. Serce, to po to, abyśmy mogli lepiej przypatrzeć się naszym własnym sercom, by przemieniać je na wzór Serca Zbawiciela. W ten sposób teologia Serca Jezusowego przestaje być samą kontemplacją bogactw Zbawicielowych, a staje się programem działania, programem całego życia chrześci­jańskiego Jego czcicieli.

Rozważając zaś, co kryje się pod słowami „życie wewnętrzne” Jezusa Chrystusa wypada zacząć od tego, co On sam powiedział o swoim Sercu. Jedynym zaś zdaniem, które znajdujemy w Piśmie św., w którym Zbawiciel bezpośrednio odwołuje się do swego serca jest to dobrze nam znane wezwanie: „Uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem…” (Mt 11,29). Jezus przedstawia się w nim jako mistrz nie ze względu na swą godność Syna Bożego, ale ze względu na swą postawę względem Boga i ludzi. Jest cichy – to jest łagodny i delikatny w traktowaniu ludzi „nie spiera się ani nie krzyczy, […] trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi” (por. Mt 12,19-20). Jest sługą Jahwe ale i sługą swoich własnych uczniów.

Wśród uczuć, dążeń i zamiarów Serca Jezusa nie sposób pominąć miłości, jaką żywił on względem Ojca niebieskiego i całego rodzaju ludzkiego, lecz niech mi będzie wolno na chwilę przerwać te rozważania na temat Serca Jezusa i zwrócić się ku osobie św. Franciszka, a dokładnie rzecz biorąc ku relacji św. Franciszka do Chrystusa Pana.

Jezus Chrystus jest dla św. Franciszka przede wszystkim Słowem Ojca, Najukochańszym Synem Bożym we wszystkim równym Ojcu, który stał się człowiekiem, widzialnym i dos­tępnym dla nas przez Wcielenie i zrodzenie z Najśw. Maryi Panny. Tytuły, jakimi określa on Chrystusa mają rodowód ewangeliczny i wskazują, że chrystologia Poverella jest chrystologią pełną, tzn. ukazującą pełną prawdę o Chrystusie. Jednakże wśród bogactwa prawd związa­nych z osobą Syna Bożego na pierwszy plan wysuwa się u św. Franciszka nie Chrystus Pantokrator, lecz Bóg-Człowiek – taki, jakim go przedstawiają synoptycy – wyniszczony we Wcieleniu, żyjący jako ubogi cieśla z Nazaretu, Ukrzyżowany na Kalwarii, nieustannie dający świadectwo swej miłości.

I właśnie ten Chrystus jest dla Franciszka punktem wyjścia i odniesieniem dla wszystkich jego poczynań. Ale nie tylko to – jest On przede wszystkim największa Miłością Biedaczyny. A ponieważ miłość sprawia, że kochający pragnie się upodobnić do umiłowanego, dlatego największym pragnieniem świętego było zachowanie we wszystkim, zachowanie wręcz literalne Świętej Ewangelii. Praktykując zaś cnoty daje pierwszeństwo tym, które – jak sądzi – bardziej zajaśniały w Chrystusie: miłości, ubóstwu i pokorze, wreszcie – zapałowi apostolskiemu.

Sam o sobie pisze w liście do św. Klary: „Ja, maluczki brat Franciszek, pragnę naśladować życie i ubóstwo najwyższego Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Najświętszej Matki i wytrwać w nim aż do końca”. Trzeba tu jednak dodać, że wprawdzie ubóstwo jest bez wątpienia jedną z zasadniczych cech duchowości świętego, jednak nie jest ono celem samym w sobie, lecz środkiem do lepszego upodobnienia się do Chrystusa. Dlatego zaraz obok niego, nazywając ja „siostrą ubóstwa” Franciszek stawia pokorę. Zachęcając do praktykowania ubóstwa, święty podkreśla często pokorę Chrystusa Pana, który „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,7, por. LegFr 6,1). Dlatego Poverello stara się uniżać zarówno w oczach własnych, jak cudzych. Przykładem może być tu scena, która opisuje nam św. Bonawentura: gdy ludzie wychwalali jego świętość, Franciszek polecił jednemu z braci, aby mu mówił o jego małej wartości. I gdy słyszał od niego, ze jest prostakiem i głupcem, najemnikiem i darmozjadem, odpowiadał: „Niech Pan ci błogosławi, najdroższy synu, ponieważ szczerą prawdę po­wie­działeś i takie rzeczy przystoi słuchać synowi Piotra Bernardone” (LegFr 6,1).

Pokora Biedaczyny nie jest jednak cierpiętnictwem, ani oznaką zamiłowania do samoponiża­nia, lecz stanięciem w prawdzie przed Bogiem, ponieważ „człowiek jest tylko tym, czym jest w oczach Bożych, i niczym więcej” (Nap, 19, 1-2). „Z czego […] możesz się chlubić – pyta święty – wiedzą, znajomością tajemnic niebieskich i szatan może się chlubić; piękność, bogactwo, a nawet łaska czynienia cudów, nie zależy od człowieka, lecz jest darmo danym darem Bożym. Jedyną rzeczą, jaką możemy się więc chlubić – odpowiada – są nasze słabości i codzienne dźwiganie krzyża naszego Pana Jezusa Chrystusa” (Nap 15, 1-8). Dlatego Franci­szek stara się przekazać swoim naśladowcom ascezę prawdziwej pokory, zwracając się do nich w Regule niezatwierdzonej:

Przez miłość, jaką jest Bóg, błagam wszystkich moich braci […], aby się nie chełpili, ani się nie cieszyli i nie wynosili się w duchu z powodu dobrych słów i uczynków, ani nawet żadnego dobra, jakie Bóg niekiedy czyni lub dokonuje w nich. (1 Reg 17, 5-17)

Inspiracją do uniżania siebie, stronienia od górowania nad innymi i do służenia innym w pod­daniu i pokorze jest dla świętego obraz uniżonego Zbawiciela, który mógł powiedzieć o so­bie: „Ja jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko dla ludzi i wzgarda pospólstwa” (Ps 22,7). Napomina więc Franciszek swoich naśladowców, by wzorując się na Chrystusie, radowali się, mogąc przebywać wśród ludzi prostych i wzgardzonych, by „idąc przez świat nie wszczynali kłótni ani sprzeczek, lecz by byli cisi, spokojni, łagodni, rozmawiający ze wszystkimi uprzejmie i nikogo nie sądzący” (2 Reg 3, 10-11).

Jak więc łatwo zauważyć franciszkańska minoritas doskonale komponuje się z bliskim każdemu czcicielowi Najśw. Serca Jezusowego pragnieniem ukształtowania swego wnętrza, swoich najgłębszych postaw, na wzór Chrystusowych, pragnieniem, które w najbardziej zwięzły sposób wyraża ta krótka modlitwa: „Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serce moje według Serca Twego”.

Można tu jednak dodać zastrzeżenie, że przecież osobowe przylgnięcie do osoby Chrystusa, postawienie Go w centrum życia i dążenie do wewnętrznego upodobnienia się do niego jest (czy powinno być cechą) charakterystyczną życia każdego chrześcijanina, a w sposób szcze­gólny każdej osoby konsekrowanej. Czy jednak istnieje jakikolwiek związek osoby św. Fran­ciszka, i duchowości tych, którzy wstępują w jego ślady z tym, co najbardziej specyficzne w duchowości sercańskiej – czci wobec fizycznego serca Zbawiciela, jako znaku Jego miłości oraz przejęcia się tym, że miłość ta jest tak często zapoznana i nieodwzajemniana?

Próbując pokrótce odpowiedzieć na to pytanie, należy przypomnieć, że choć chrześcijanie dość wcześnie zaczęli otaczać czcią wszystko, co wiązało się z życiem Chrystusa, a szczegól­nie jego bolesną męką, to jednak w ikonografii pierwszych wieków na próżno szukać może­my wizerunków poranionego ciała Syna człowieczego. Chrystus przedstawiany jest w owym czasie jako chwalebny zwycięzca, Pantokrator i Nauczyciel. Nie znaczy to oczywiście, że nie istnieją obrazy symboliczne, przybliżające wiernym miłość Zbawiciela, czego przykładem może być wizerunek Dobrego Pasterza, radującego się z odnalezienia owieczki, symbolizują­cej uwikłaną w grzechy ludzkość. Dopiero jednak w okresie wojen krzyżowych (XI-XIII w.),  wraz z rozwojem pielgrzymek do Ziemi św., połączonych z nawiedzaniem miejsc męki, praktyką Drogi Krzyżowej itp., zaczął rozwijać się ruch pobożnościowy, który spowodował głęboką zmianę w duchowości chrześcijańskiej. Od kontemplacji Ukrzyżowanego Chwaleb­nego, skierował się on ku takim aspektom życia Zbawiciela jak wcielenie i męka, co z kolei na poziomie ludowym przerodziło się w cześć dla krzyża, gwoździ, pięciu ran, rany boku, wreszcie – zranionego miłością Serca Jezusowego.

Okres wojen krzyżowych to również czas, w którym przyszło żyć św. Franciszkowi z Asyżu. Jak relacjonuje jego pierwszy biograf, brat Tomasz z Celano, święty „nawet głośno płakał nad męką Chrystusa […], a wspominając [Jego] rany […] nie dawał się pocieszyć” (2 Cel 10-11). Gdy po powrocie z Rzymu bracia zamieszkali w opuszczonej szopie w pobliżu Asyżu, nie mieli jeszcze ksiąg liturgicznych, by móc odprawiać Oficjum Pańskie. Zamiast nich „roz­ważali dniem i nocą księgę krzyża, ciągle się w nią wpatrując, pouczeni przykładem i słowem Ojca, który nieustannie mówił im o krzyżu Chrystusowym” (LegFr 4,3).

Cierpliwe i radosne znoszenie chorób, trudów, czy przykrości wyrządzanych przez ludzi, oraz nieustanne rozważanie i mówienie o cierpieniach Ukrzyżowanego było tajemnicą mistycznej duszy Poverella. Poprzez zasłonę umęczonego człowieczeństwa potrafił on dostrzec miłość Zbawiciela, która zaprowadziła Go aż na krzyż. Zafascynowany jej ogromem, w jej kontekście przeżywał całe swoje życie.

Gdy na dwa lata przed śmiercią Franciszek wybrał się na Alwernię, nie przeczuwał, jakim dowodem miłości zechce go Bóg obdarzyć. Błagał tylko, by mógł uczestniczyć w krzyżu Chrystusa. A choć słowa modlitwy, które dotarły do naszych czasów, a które miał tam wypowiedzieć, są najprawdopodobniej jedynie mu przypisywane, jednak przytoczmy je tutaj, gdyż wydają się w trafny sposób oddawać jego ducha. Jest to modlitwa najszczerszej miłości, która nie szuka zadowolenia, ale zjednoczenia, nie pociech, ale Ukochanego i udziału w jego boleściach:

Jezu Chryste – modlił się święty – pozwól mi w duszy i w ciele uczuć taki ból, jakiego Ty doznałeś w Twoich najdotkliwszych cierpieniach. Dozwól, o ile to jest możliwe, abym i ja doznał w swym sercu tego bezmiaru miłości, która Ciebie, Synu Boży, przepełniała, kiedy za nas, grzeszników, takie męki ponosiłeś.

Słowa te pozwalają zrozumieć, że nie można zacieśniać faktu stygmatów tylko do aspektu fizycznego. Franciszek nie tylko kontemplował zewnętrzne przejawy męki Zbawiciela, lecz starał się wniknąć w Serce Zbawiciela, przejmując się Jego uczuciami. Stygmaty są tylko tego zewnętrznymi znakami, co tak komentuje Tomasz z Celano: „czcigodny Ojciec został naznaczony na pięciu częściach ciała znamieniem męki i krzyża […]. Jest to wielka tajemnica. Oznacza ona majestat szczególnej miłości” (1Cel 90).

Stygmaty nosił Franciszek na swym ciele aż do śmierci. Stał się przez to dla swych naśladow­ców jakby żywą zachętą do zagłębiania się w Najświętsze Rany Zbawiciela, szczególnie zaś w ranę boku, co znalazło żywy oddźwięk już w pierwszym pokoleniu Braci Mniejszych – by wymienić tu chociażby św. Bonawenturę czy św. Antoniego z Padwy. Nie jest chyba przypadkiem, iż jeden z najpiękniejszych teologiczno-mistycznych tekstów poświęconych ranie boku, a przeznaczonych w Liturgii Godzin na Uroczystość Najśw. Serca Pana Jezusa jest autorstwa właśnie Doktora Serafickiego:

Otóż, aby z boku spoczywającego na krzyżu Chrystusa mógł się zrodził Kościół, a zarazem aby się wypełniło Pismo, które mówi: "Będą patrzeć na Tego, którego przebodli", Pan Bóg dozwolił, iż jeden z żołnierzy uderzając włócznią otworzył najświętszy bok. Popłynęła zeń krew i woda stając się zapłatą naszego zbawienia. Ona to płynąc z samego źródła, z wnętrza serca Chrystusowego, dała sakramentom Kościoła moc udzielania życia łaski, a dla tych, którzy już żyją w Chrystusie, stała się napojem ze "źródła tryskającego na życie wieczne".

Powstań więc, duszo umiłowana przez Chrystusa. Bądź jak owa gołębica, która "zakłada gniazdo na ścianach urwiska". Tam trwaj nieustannie jak "wróbel, który znalazł swe gniazdo"; tam jak synogarlica ukryj swe dzieci czystej miłości; tam przyłóż usta, aby "zaczerpnąć wody ze źródeł Zbawiciela". Albowiem tutaj znajduje się źródło "wypływające ze środka raju", które "dzieląc się na cztery strumienie" i ogarniając serca wiernych, nawadnia i użyźnia całą ziemię.

[…] O wieczny i niedostępny, jasny i słodki strumieniu ukrytego przed oczyma ludzi źródła; jego głębia bez dna, wysokość bez kresu, szerokość bez miary, czystość bez skazy najmniejszej. Z Ciebie wypływa rzeka, «która uwesela miasto Boże» po to, abyśmy «wśród głosów radości i dziękczynienia» śpiewali pieśń chwały, wykazując z własnego doświadczenia, iż «w Tobie jest źródło życia» i że «w Twoim świetle oglądamy światło»".

Tomasz z Celano, wymieniając szczególne nabożeństwa św. Franciszka, na pierwszym miejscu stawia uczuciowe przezywanie miłości Boga: „Słysząc o miłości Boga, natychmiast pobudzał się i wzruszał, jak gdyby pałeczką zewnętrznego głosu dotknięto wewnętrznych strun ego serca […] Mówił: Wielce należy kochać tego, który nas wielce umiłował” (2 Cel 196). „Wydawało się, – relacjonuje z kolei św. Bonawentura – że cały jest pochłonięty płomieniami miłości Bożej jak jakiś kawałek rozżarzonego węgla. Bowiem gdy tylko usłyszał cokolwiek o miłości Bożej, natychmiast ożywiał się, wzruszał i rozpłomieniał” (LegFr 9,1).

Wydaje się, że spośród pism świętego tę wielka fascynację Bożą szczególnie jasno ukazuje tekst następujący:

Z całego serca, całej duszy, z całego umysłu, z całej siły i mocy, z całego umysłu i z wszystkich sił, całym wysiłkiem, całym uczuciem, całym wnętrzem, wszystkimi pragnie­niami i całą wolą kochajmy wszyscy Pana Boga, który dał i daje nam wszystkim całe ciało, całą duszę i całe życie, który nas stworzył, odkupił i zbawił nas tylko ze swego miłosierdzia, który  sam nieszczęsnym i nędznym, zepsutym i cuchnącym, niewdzięcznym i złym wyświadczył i wyświadcza wszelkie dobro. Nie miejmy więc innych tęsknot, innych pragnień, innych przyjemności i radości oprócz Stwórcy i Odkupiciela i Zbawiciela naszego, jedynego i prawdziwego Boga (1 Reg 23, 8-9).

Wrażliwy na wszystko, co jest związane z Bogiem, Franciszek dostrzegał, że w otaczającym go świecie wielu nie odpowiada na Bożą miłość. Dlatego w swojej regule zawraca się do bra­ci, by widząc lub słysząc, że ludzie bluźnią Bogu, bądź źle mówią, błogosławili i chwalili go (por. 1 Reg 17, 19). Szczególnym żalem przepełniał go brak uszanowania, obojętność i nie­wdzięczność wobec Najśw. Sakramentu. Pobudzony do życia w pokucie przez niezmierzoną miłość Bożą, objawioną przez Chrystusa i w Chrystusie (a szczególnie w Jego męce), Franci­szek mawiał, iż wielce należy kochać tego, który nas wielce umiłował. Stad fundamentem jego życia stał się krzyż i wyrzeczenie się siebie. A ponieważ grzech jest niczym innym, jak odmówieniem Bogu miłości, która Mu się od nas należy, istotą każdego wynagrodzenia jest niejako „nadmiar” miłości względem Boga. Nie chcąc stawiać granic miłości, Biedaczyna był przekonany, że nie wystarczy zabiegać jedynie o własne zbawienie, lecz trzeba się troszczyć, by miłość Boża była przez wszystkich poznana i przyjęta.

Świadomy, że strach nie wystarczy, by nawrócić ludzi, pragnął ich zawstydzić, że Boga nie znają i nie kochają. Jego dobroć uka­zywał przez rozważanie wcielenia, cierpienia, śmierci, wreszcie unicestwienia się w nikłych postaciach, aby lepiej móc udzielać Siebie Samego. Wzywał: „Strzeżmy się bardzo, abyśmy pod pozorem jakiejś nagrody, pracy, czy korzyści nie zagubili, lub nie odwrócili naszego umysłu i serca od Pana. Lecz przez świętą miłość, którą jest Bóg, proszę wszystkich braci [...], aby usunąwszy wszystkie przeszkody, czystym sercem i czystym umysłem jak najlepiej służyli Panu Bogu, kochali Go, wielbili i czcili, bo tego Bóg najbardziej pragnie”.

Jednak święty zachęcał nie tylko do miłowania Boga, lecz także do pokuty za grzechy; do życia w pokucie, które według niego oznacza uznanie grzechu i całego jego ciężaru oraz przekształcenie w praktykę życiową uczucia żalu za popełnione winy i szczerego zapału ascetycznego66.

Sam Poverello całe swoje życie po nawróceniu określał tym jednym słowem: „pokuta”. Jej początek widział w roztoczeniu opieki nad trędowatymi67. Z tego faktu oraz wielu sformułowań, w których łączy słowo „pokuta” ze słowem „miłość”68, wysunąć można wnio­sek, że we Franciszkowym rozumieniu pokuty na pierwszy plan wysuwa się radykalna miłość Boga i bliźniego. Istotnie, bezkompromisowe życie Ewangelią, życie miłością, wyrażającą się w ofierze z siebie, jest najdotkliwszą pokutą dla skażonej natury ludzkiej, a równocześnie najbardziej przylega do naszego (sercańskiego) rozumienia pojęcia wynagrodzenia.

Powszechnie znane i często używane jest przy omawianiu duchowości franciszkańskiej słowo fraternitas, określające ducha braterstwa i więzi z otaczającym światem. W istocie, charakte­rystyczną cechą duchowości św.. Franciszka jest szeroko rozumiana miłość bliźniego, obejmująca zarówno wszystkich braci, jak i tych, którzy nie należą do braterstwa – a szcze­gólnie wszystkich „maluczkich": chorych, ubogich, zagubionych, grzeszników.

Pierwszym i zasadniczym miejscem praktykowania cnoty miłości była dla świętego wspól­nota minorycka. Chciał, by wspólnota jego braci wyróżniała się wzajemną miłością, by ta mi­łość była większa nawet niż naturalna miłość braterska. W swoich pismach podaje co do tego liczne wskazówki. Pragnie, by „jeden drugiemu z zaufaniem wyjawiał swoje potrzeby, by ten mógł je po macierzyńsku zaspokoić” zaś ci, którzy są ministrami, z tym większym zapałem powinni starać się być sługami wszystkich. Okazją do szczególnej radości i sposobnością do okazania sobie miłości wzajemnej winno być każde spotkanie braci, którzy jednak winni miłować się jednakowo, czy to gdy razem, czy gdy z dala od siebie przebywają. Seraficki Ojciec zachęca również do znoszenia bliźniego z jego ułomnościami, tak jak każdy by chciał, aby jego znoszono, gdyby był w podobnym położeniu.

Jednym z przykładów jego głębokiej miłości wobec braci jest List do ministra. Wprawdzie św. Franciszek nie pisze w nim o sobie, lecz dając rady drugiemu, odsłania bogactwo swego serca. Mówiąc w nim o stosunku przełożonego do braci grzeszących, daje wyraz swej wiary w moc miłości miłosiernej i przebaczającej; miłości, która wszystkiemu ufa, wszystkie­mu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję i wszystko przetrzyma (por. 1 Kor 13, 4-7).

Franciszek z natury był bardzo wrażliwy na ludzką niedolę, czym jeszcze przed nawróceniem zjednał sobie powszechną sympatię. Pragnienie upodobnienia się do Zbawiciela jeszcze pod­woiło w nim ducha delikatności i współczucia wobec wszystkich udręczonych na ciele i du­szy76. „Ze względu na Chrystusa Ukrzyżowanego, który wziął na siebie nasze słabości i cho­roby, okazywał chorym – szczególnie trędowatym – pełną poświęcania pomoc. Często nawie­dzał ich domy, udzielał im jałmużny, całował chore ręce i twarze, pragnąc im oddać nie tylko to, co miał, ale i samego siebie”. Braci zaś swoich napominał: „Błogosławiony sługa, który kochałby swego brata chorego, który nie może oddać przysługi, jak kocha zdrowego, który może mu pomóc”. Zachęcał ich też, by nie szukali towarzystwa zdrowych, bogatych, dobrze się mających, lecz na wzór Chrystusa z upodobaniem przebywali wśród chorych, trędowatych, wszystkich słabych i wzgardzonych.

Jak to już wspomnieliśmy, Biedaczyna – na wzór miłosiernego Chrystusa – starał się z jak największą miłością odnosić do wszystkich zagubionych i grzesznych, napomi­nał braci, by strzegli się gniewu i irytacji z powodu cudzego grzechu lub słabości, bo powiększy to jeszcze zwycięstwo szatana, który chce przez grzech jednego przywieść wielu do upadku. Bracia więc powinni, jak tylko mogą wspomagać duchowo tego, który zgrzeszył, pamiętając, że nie zdrowi, lecz chorzy potrzebują lekarza.

Szczególnym przedmiotem medytacji czynił słowa Pana: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą” (Mt 5,44) Przejęty tymi słowami i przykładem Chrystusa, Franciszek pisał w Regule: „Naszymi [...] przyjaciółmi są ci wszyscy, którzy nas niesprawiedliwie dręczą i nękają, upokarzają i krzywdzą, zadają ból i cierpienie, męczarnie i śmierć. Powinniśmy ich bardzo kochać, ponieważ dzięki temu, co czynią, otrzymamy życie wieczne"83. Praktyczną miłością pragnął ogarnąć tak nieprzyjaciół, jak łotrów, złodziei, czy innych złoczyńców – po prostu wszystkich.

Po powrocie z Rzymu od papieża Innocentego III, bracia zastanawiali się, czy mają udać się na miejsce samotne, czy przebywać wśród ludzi. Sprawę jednoznacznie rozstrzygnął św. Franciszek. „Zdecydował, żeby nie żyć samemu sobie, ale dla Tego, który umarł za wszys­tkich. Był bowiem świadomy, że został posłany po to, aby zdobywać Bogu dusze, które dia­beł usiłował porwać. Mawiał też, że niczego nie należy cenić wyżej aniżeli zbawienia dusz. Udowadniał to tym, że to za nie Syn Boży oddał swoje życie na krzyżu. Stąd pochodziła jego wielka gorliwość w modlitwie, pracowitość w głoszeniu kazań i troska o dawanie dobrego przykładu. Przez 18 lat przemierzał okolice, głosząc pokój, bliskość Królestwa Bożego i po­trzebę pokuty za grzech.

Święty błogosławił tym wszystkim, którzy ożywieni duchem apostolskim chcieliby udać się między saracenów i niewiernych. Podawał przy tym dwa sposoby misjonarzowania. Pierwszy z nich to świadectwo prawego życia, bez wdawania się w spory, czy polemiki. Drugi zaś – gdy jest to wolą Bożą – to otwarte głoszenie Ewangelii.

Tyle o św. Franciszku. Chciałoby się zapytać: cóż z tego wynika? Czyżby św. Franciszka można było nazwać promotorem kultu Najw. Serca Jezusowego? Nie, oczywiście, że nie, ale po tym, co tu zostało powiedziane trudno chyba zaprzeczyć, że niewielu udało się tak zgłębić i odzwierciedlić w swoim życiu pokorę i miłość Zbawiciela, jak uczynił to Biedaczyna z Asyżu. A przekładając to na język „sercański” oznacza to, że jak mało kto, pozwolił Chrystusowi Panu ukształtować swoje serce, na wzór Jego Najświętszego Serca.

(Jako ciekawostkę dodajmy, że w Pamiętniku duchownym św. Małgorzaty Marii Alagoque możemy przeczytać takie oto słowa:

W […] dzień św. Franciszka [z Asyżu] Pan nasz ukazał mi podczas modlitwy tego wielkiego Świętego, przyobleczonego w światłość i blask nieporównany. Widziałam go na bardzo wysokim i przedostojnym stopniu chwały, powyżej wszystkich świętych, a to z powodu podobieństwa jego życia z cierpiącym życiem Boskiego Zbawcy naszego, który jest życiem naszych dusz i miłością naszych serc; i z powodu miłości, jaką żywił do jego świętej Męki. Ta miłość sprawiła, że nasz Boski Miłośnik ukrzyżowany odbił siebie na św. Franciszku, wyciskając na nim swoje święte rany. Uczyniło go to jednym z najbardziej uprzywilejowanych ulubieńców Boskiego Serca)

***

Mam nadzieję, że ta krótka prezentacja wystarczająco jasno ukazała, że te dwa komponenty obecne w duchowości naszego Zgromadzenia – sercański i franciszkański niosą ze sobą duży potencjał wzajemnego wzbogacania się i inspirowania. Pora zatem powrócić do pytania wyjściowego: kim jesteśmy – sercankami czy franciszkankami?

Ponieważ nasze Zgromadzenie założył kapłan diecezjalny, a nie zakonnik-franciszkanin, duchowość franciszkańska weszła doń nie wprost, lecz w połączeniu z duchowym doświad­czeniem św. Józefa Sebastiana Pelczara. Dlatego, mimo wcześniejszego związków z zakonem Braci Mniejszych Kapucynów sł. B. Matki Klary Szczęsnej, w początkach istnienia naszej rodziny zakonnej można raczej mówić o wzajemnym podobieństwie, a nie bezpośrednim wpływie franciszkanizmu na kształt formacji duchowej sióstr sercanek. To podobieństwo obejmuje przede wszystkim chrystocentryczny i chrystoformiczny charakter ducho­wości (w tym podkreślenie roli kultu Męki Pańskiej i Eucharystii) z akcentem położonym na pierwszeństwo cnoty miłości, ale też nabożeństwo do Najśw. Maryi Panny, zaanga­żowanie apostolskie i charytatywne oraz przywiązywania dużej wagi do praktyk pokut­nych jako owocu nawrócenia i znaku solidarności z naszymi braćmi i siostrami.

Z kolei wyraźny wpływ duchowości franciszkańskiej od samego początku istnienia Zgromadzenia uwidacznia się przez podkreślanie wagi ślubu i cnoty ubóstwa oraz wzajemnej siostrzanej miłości i służebnego charakteru władzy zakonnej.

Dodać także należy, iż w aktualnie obowiązujących Konstytucjach Zgromadzenia o wiele szerzej, niż w pierwszych, spisanych przez Ojca Założyciela, zamieszczone są odniesienia do franciszkanizmu, wskazujące na obecność wpływów duchowości franciszkańskiej na niemal każdą dziedzinę życia sióstr.